Plan podróży po południowych Indiach – 3 tygodnie, 8 miejsc, 100 emocji
Powiem szczerze – nie pokochałam Indii od pierwszego dnia.
Czasem było duszno, czasem zbyt tłoczno, czasem gubiłam się we własnych emocjach. Ale nie zamieniłabym tej podróży na żadną inną.
Indie były jak kalejdoskop – głośne, barwne, przytłaczające i cudowne zarazem.
Moja 3-tygodniowa trasa przez południowe Indie – od zatłoczonego Mumbaju po herbaciane wzgórza Munnar – była pełna kontrastów: przyprawy i cisza, świątynie i tuk-tuki, kokosowy chutney i hałas.
Nie był to wyjazd idealny. Ale był prawdziwy.
Uczył mnie od nowa, jak podróżować powoli, jak patrzeć i jak odpuszczać.
Ten przewodnik po południowych Indiach to nie tylko lista atrakcji – to zapis drogi, emocji i momentów, które zostają na długo.
Jeśli zastanawiasz się, co zobaczyć w południowych Indiach, albo chcesz zaplanować 3 tygodnie w południowych Indiach z duszą, ten przewodnik pokaże Ci wszystko krok po kroku – bez filtra, za to z emocjami.

Palolem – mój pierwszy oddech w Indiach
Po przylocie do Indii nie miałam siły na wielkie miasta.
Zamiast rzucić się od razu w zgiełk Mumbaju, polecieliśmy prosto do Goa. I to była najlepsza decyzja.
Palolem przywitało mnie jak kojąca herbata – ciepłe, łagodne, spokojne. Drewniane domki w linii brzegowej, kokosowe curry, psy śpiące w cieniu palm.
Dni mijały wolno – kawa o wschodzie słońca, kąpiel w ciepłym morzu, rozmowy z właścicielem knajpki na końcu plaży.
To było dokładnie to, czego potrzebowałam na początek – chwilę, by odetchnąć, wyregulować rytm, przestawić się na inny sposób patrzenia.

Jeśli zaczynasz swoją przygodę z Indiami, pozwól sobie na kilka dni tutaj – zanim rzucisz się w intensywność dalszej trasy.
Palolem to idealny start – miejsce, które delikatnie Cię zanurzy w Indiach, a nie od razu przytłoczy.
Dojazd: Przylecieliśmy z Mumbaju do Goa liniami IndiGo, a potem taksówką z lotniska w Dabolim (ok. 90 minut do Palolem).
Złota wskazówka: Nie rezerwuj noclegu na zapas – większość domków na plaży pojawia się dopiero w sezonie i można wybrać coś klimatycznego już na miejscu.
Zajrzyj do mojego osobistego przewodnika po Palolem – znajdziesz tam miejsca z duszą, zdjęcia z codzienności i moje codzienne rytuały.

Hampi – miejsce, gdzie cisza mówi więcej niż słowa
Po Goa przyszedł czas na coś zupełnie innego.
Hampi było jak wejście do innego świata – cisza, mistyczne ruiny i czerwone skały ułożone jakby ręką boga.
Włóczyliśmy się między pradawnymi świątyniami, wspinaliśmy na Wzgórze Matanga o świcie, piliśmy lassi w cieniu palm i chłonęliśmy spokój, który był wszędzie, gdzie tylko nie było turystów z grupą.
W Goa wyciszyło się ciało – w Hampi, dusza.
W Hampi lepiej się nie spieszyć. Dwa dni pozwolą Ci wejść na Wzgórze Matanga, zgubić się w ruinach i przesiąknąć tą ciszą, która zostaje w Tobie na dłużej.
Dojazd: Z Goa dojechaliśmy pociągiem do Hospet (ok. 8 h), a dalej rikszą – 20 minut i już byliśmy w innym świecie.
Złota wskazówka: Śpij po drugiej stronie rzeki – na Hippie Island. Ciszej, spokojniej i z widokiem na ruiny. Rano przeprawiasz się łódką i masz świątynie tylko dla siebie.
Zobacz mój pełny przewodnik po Hampi – świątynie, ruiny, knajpki i to jedno wschodzące słońce, które zostaje na zawsze.

Pociągi, pot i Mysore
Po Hampi wskoczyliśmy do nocnego pociągu i z każdym stukotem kół oddalaliśmy się od skał, a zbliżaliśmy do zgiełku Mysore. Trochę snu, trochę rozmów z nieznajomymi i nagle – inny świat.
Najpierw śniadanie – masala dosa, idli, słodka rasgulla i najpyszniejsza herbata świata w lokalnej knajpce Indra Cafe Paras. Przy wspólnym stole, z uśmiechami zamiast słów.
Potem był pałac Maharadży – ogromny, błyszczący, trochę jak z innej bajki – i setki ludzi, które chciały z nami zdjęcie.

Ale największe wrażenie zrobił na mnie Devaraja Market – bazar pełen kolorów, przypraw, świeżych kwiatów i głośnych rozmów.
To tam znowu poczułam te Indie bez filtra, które najbardziej lubię – zmysłowe, chaotyczne, nie do podrobienia.
Dojazd: Z Hampi (Hospet Junction) złapaliśmy nocny pociąg Hampi Express do Mysuru. Odjeżdża około 21:00 i jedzie całą noc – idealnie, żeby się przespać i rano ruszyć na miasto.
Złota wskazówka: Na dworcu zostaw plecak i ruszaj od razu na śniadanie – poranki w Mysore mają w sobie coś magicznego.

Wayanad – mgła, zwierzęta i woda kokosowa
Po gwarze Mysuru ruszamy na południe, do Kerali – stanu, który lokalni z dumą nazywają God’s Own Country.
Wjeżdżamy w mgłę, zieleń robi się głębsza, a powietrze bardziej wilgotne.
Wayanad wita nas jak sen – z dolinami spowitymi poranną mgłą, cieniem bananowców i ciszą przerywaną tylko nawoływaniami pawia.
To właśnie tutaj, w jednym z ostatnich fragmentów dzikiej Kerali, wyruszamy na nasze pierwsze w życiu safari w Wayanad.
Zimno, jest jeszcze przed świtem. Jeep podskakuje na błotnistych drogach, a my wypatrujemy ruchu między drzewami. I nagle – są. Dzika rodzina słoni.
Przechodzą spokojnie przez las, zupełnie nieświadome naszej obecności. Wstrzymujemy oddech. To jedno z tych przeżyć, które zostają z człowiekiem na długo – niepozowane, prawdziwe, surowe.

Po powrocie – miska curry, kawa z przyprawami i kokos prosto z drzewa. Siedzimy na tarasie domku na drzewie, słuchając dżungli.
Kerala koi – spokojem, wilgocią i tym uczuciem bycia daleko od wszystkiego.
Zostań tu co najmniej dwie noce. Jednego dnia zanurzysz się w ciszy dżungli i porannym safari, drugiego – pójdziesz na trekking przez plantacje przypraw albo po prostu pozwolisz sobie na nicnierobienie.
Wayanad to nie miejsce do odhaczania – to miejsce, które się chłonie.
Dojazd: Z Mysuru złapaliśmy poranny autobus do Kalpetty – trzęsło, droga wiła się przez wzgórza, ale widoki wszystko wynagradzały. To najprostszy i najtańszy sposób, żeby dostać się w samo serce Wayanad.
Złota wskazówka: Wstań przed świtem – najlepsze safari w Kerali zaczynają się, zanim mgła zdąży się podnieść.

Alleppey – kanały, cisza i burza z piorunami
Z Wayanad ruszamy w dół mapy, w stronę rozlewisk Kerali. Alleppey, zwane Wenecją Wschodu, kusi nas obietnicą błogiego nicnierobienia.
Marzy nam się leniwy rejs po kanałach – kokos w dłoni, wiatr we włosach, dźwięk wioseł i błoga cisza.
Całą opowieść o naszej przygodzie na houseboacie w Alleppey – z burzą, ciszą i kolacją przy latarce – opisałam w osobnym wpisie. Zajrzyj do mojego przewodnika po backwaters.
Na miejscu wszystko wygląda trochę inaczej. Zamiast kameralnej łodzi dostajemy piętrowego kolosa z „normal water” zamiast ciepłego prysznica. Zamiast romantycznej kolacji – dżem na toście.
Ale zanim burza zmiecie nasz pokład, zanim piorun uderzy o metr od burty i zgaśnie światło, zdążymy złapać trochę tej magii. Rzeka mieni się zielenią, rybacy zarzucają sieci, a dzieci machają z brzegu. Czas się zatrzymuje.

Na wodzie życie płynie inaczej. Daj sobie przynajmniej jeden pełny dzień – by zobaczyć, jak wschód maluje kanały, jak dzieci wracają łodzią ze szkoły i jak zachód zapada między palmami.
My zostaliśmy na jedną noc – i to był piękny rytuał zwolnienia.
I choć nie wszystko poszło zgodnie z planem, właśnie ta nie-idealność sprawiła, że ten rejs na długo zapisał się w pamięci. Kerala znów pokazała, że potrafi zaskoczyć – nawet jeśli trzeba do tego burzy, kanapki i latarki.
Dojazd: Z Wayanad wzięliśmy taksówkę do Kozhikode (ok. 3 godziny), a stamtąd złapaliśmy pociąg do Alappuzhy – to właśnie tutaj zaczynają się słynne rozlewiska. W sumie droga zajęła nam prawie 7 godzin, ale widok palmowych kanałów wynagrodził wszystko.
Złota wskazówka: Nie rezerwuj łodzi w ciemno. Obejrzyj ją na miejscu – i poproś o zdjęcie łazienki 😉
Marzysz o własnej indyjskiej przygodzie?
Co tydzień dzielę się sprawdzonymi wskazówkami z podróży – od sekretnych miejsc po praktyczne porady, które oszczędzają nerwy i pieniądze. Bez Instagramowego filtra, za to z duszą.
Zapisz się i odbierz prezent: Autentyczne podsumowanie mojego budżetu z Indii – ceny, pułapki i sposoby, jak podróżować pięknie i bez stresu.

Kochi – przyprawy, rytuały i ruch sieci
Kiedy dotarliśmy do Kochi, powietrze było gęste od wilgoci i przypraw.
Tu wszystko miesza się ze sobą – zapach kardamonu z solą morską, portugalskie fasady z kolonialnymi werandami, hinduistyczne świątynie z żydowską synagogą.
Miasto nie krzyczy. Opowiada swoją historię szeptem: ruchem chińskich sieci rybackich, brzękiem żelazka w pralni Dhobi Khana, ciszą w holenderskim cmentarzu.
Spacerujemy po Fort Kochi bez planu – od Bazyliki Santa Cruz przez spice market aż po synagogę w Mattancherry.
Gdzieś po drodze zatrzymujemy się na samosy i mango lassi w Chez Teapot, później zaglądamy do Kashi Art Café – zjeść coś lekkiego, posiedzieć wśród sztuki, pozwolić miastu płynąć.

Wieczorem siadamy w Kerala Kathakali Centre. Patrzymy, jak aktorzy malują twarze, jak dźwięki bębnów i ruch dłoni zmieniają się w taniec. Nie rozumiemy słów, ale wszystko rozumiemy.
Kochi nie trzeba rozgryzać. Wystarczy dać się poprowadzić. I nie spieszyć się.
My zostaliśmy tylko jedną noc – w uroczym pensjonacie u Priyi – ale gdybym miała to zaplanować jeszcze raz, zostałabym dłużej.
To miejsce zasługuje na minimum dwa, trzy dni – żeby posłuchać go rano, posmakować wieczorem, dać się ponieść jego rytmowi.
Dojazd: Z Alleppey do Kochi dojechaliśmy pociągiem – około 1,5 godziny. Wyskoczyliśmy na stacji Ernakulam i tuk-tukiem ruszyliśmy prosto do Fort Kochi.
Złota wskazówka: Warto tu przenocować – Fort Kochi najpiękniej pachnie i brzmi o poranku, zanim pojawią się turyści.
Zajrzyj do mojego osobistego przewodnika po Kochi – znajdziesz tam świątynie, kawiarnię z nutą kokosa, rybackie sieci i kathakali, które zostaje na długo.

Munnar – chłód, cisza i herbata o poranku
Po dusznym południu Kerali, Munnar wita nas chłodem.
Mgła snuje się po zboczach wzgórz, a plantacje herbaty wyglądają jak pofalowane kocyki w odcieniach zieleni. To jedno z tych miejsc, gdzie czas zwalnia – i gdzie naprawdę chcesz zostać dłużej.
Dwa dni to minimum, żeby nacieszyć się mgłą o poranku, trekkingiem wśród herbaty i filiżanką chai, która naprawdę smakuje lepiej, kiedy nigdzie się nie spieszysz.
Zatrzymujemy się z dala od centrum – na wzgórzach, w domku na drzewie z widokiem na pola, doliny i eukaliptusy.
Poranki zaczynają się wcześnie. Jeszcze przed śniadaniem ruszamy na trekking po plantacjach herbaty w Munnar – wzdłuż wąskich ścieżek, którymi codziennie poruszają się zbieraczki herbaty.
Powietrze pachnie eukaliptusem, rosą i mokrą ziemią. Krople osiadają na ramionach, a liście szeleszczą jakby znały wszystkie tajemnice tego miejsca.
Po powrocie – herbata. Gorąca, imbirowa, z miodem – smakuje inaczej, może dlatego, że jesteśmy tak wysoko.

Dojazd: Z Kochi do Munnaru ruszyliśmy lokalnym autobusem – bilety kupiliśmy na miejscu, kosztowały grosze, a cała podróż zajęła nam około 5,5 godziny.
Trasa jest malownicza, ale momentami przypomina rollercoaster – serpentyny, urwiska, ostre zakręty. Zdecydowanie nie dla każdego.
W porze monsunowej (tak jak podczas naszej wizyty) niektóre odcinki są uszkodzone lub wręcz nieprzejezdne – warto sprawdzić aktualne warunki przed wyjazdem.
Złota wskazówka: Wsiądź do autobusu wcześnie rano – dzięki temu zdążysz jeszcze na popołudniowy spacer pośród plantacji herbaty. I unikniesz największych tłumów na trasie.
Zebrałam wszystko o Munnar w osobnym przewodniku: dojazd, noclegi wśród herbacianych pól, trekkingi i chwile z chai bez pośpiechu. Zajrzyj do mojego przewodnika.

Mumbaj – miasto, które rozkłada emocje na czynniki pierwsze
Mumbaj nie wita delikatnie. Nie mówi „dzień dobry” – raczej wrzuca Cię w swoją gęstą, lepką rzeczywistość. Ale właśnie w tej intensywności jest coś hipnotyzującego.
To miasto mnie poruszyło, zmęczyło i zachwyciło.
W jednej chwili pijesz latte w Khala Goda, a chwilę później stoisz po kolana w błocie w Dharavi – i obie te rzeczy mają sens. Bo tu wszystko się przenika: luksus i bieda, przeszłość i przyszłość, porządek i chaos.
Najmocniejsze doświadczenie? Dharavi. Dzięki Reality Tours zobaczyłam nie „ludzkie zoo”, tylko tętniące życiem miasto w mieście. Ludzi pełnych pasji, zaradności i siły.
Mumbaj to nie jest miejsce do zwiedzania. To miejsce, które Ci się przydarza.
Nie wiem, czy tam wrócę. Ale cieszę się, że tam byłam. Bo to były Indie bez filtra – z całym sercem, hałasem i zachwytem.

Na Mumbaj warto dać sobie dwa, trzy dni.
Jednego dnia chłoniesz kolonialną architekturę, drugiego – gubisz się na bazarze, trzeciego – odpoczywasz w Café Leopold i próbujesz wszystko zrozumieć. Albo właśnie – odpuścić zrozumienie.
Dojazd: My wracaliśmy do Mumbaju z Munnaru – to kawał drogi, ale udało się to ograć lotem z Kochi.
Najpierw kilka godzin samochodem z herbacianych wzgórz do Ernakulam (niby 4, ale może być i 6 – zależy od mgieł, zakrętów i tempa życia w Kerali), potem krótki lot do Mumbaju.
Złota wskazówka: Nie planuj tu zbyt dużo – w Mumbaju najlepsze rzeczy dzieją się między jednym a drugim skrzyżowaniem.
Jeśli chcesz poczuć ten chaos z bliska -ten, który miesza zapachy, emocje i obrazy nie do zapomnienia – zajrzyj do mojego przewodnika po Mumbaju. Zebrałam tam wszystko, co warto zobaczyć, przeżyć i zrozumieć – bez filtra.

Moje wskazówki i wnioski z podróży
Co warto spakować
- Chusta albo lekki szal – niezastąpiony. Osłoni przed słońcem, zakryje ramiona w świątyni, przyda się w pociągu, gdy klima hula jak szalona.
- Butelka z filtrem – mniej plastiku, więcej spokoju. W wielu miejscach dostępna jest tylko woda butelkowana, więc filtr to złoto.
- Mini apteczka – probiotyk, coś na żołądek, elektrolity, plastry, coś przeciwbólowego. Nie chcesz szukać apteki z gorączką.
- Wygodne sandały – nie modne, tylko sprawdzone. Chodzisz w nich codziennie, więc muszą być Twoim najlepszym przyjacielem.
- Adapter i powerbank – prąd potrafi zniknąć w najmniej odpowiednim momencie. A gniazdka bywają… kapryśne.
- Repelent na komary – z DEET albo naturalny, ale skuteczny. Wieczory w Kerali i Wayanad potrafią być bardzo… towarzyskie. Na miejscu kupisz Odomos, ale własny też warto mieć.
Tego nie pakuj
- Nie bierz całej szafy. Serio. Indie uczą prostoty. I pokory. Będziesz nosić te same 3 rzeczy, reszta tylko jeździ z Tobą.
- Jumbo kosmetyki – wszystko kupisz na miejscu. Lżejsze, tańsze i często bardziej dostosowane do klimatu.
- Za dużo planów – Indie i tak je zmienią. I zrobią to lepiej, niż Ty byś wymyśliła.
Jak chcesz odkrywać Indie?
🏝️ Plaże i spokój → Co zobaczyć w Palolem – przewodnik z duszą
🏛️ Ruiny i historia → Co zobaczyć w Hampi – 12 miejsc na trasę
🌶️ Przyprawy i kultura → Co zobaczyć w Kochi – plan przez miasto
🌆 Chaos i energia → Przewodnik po Mumbaju – bez cenzury
Co najbardziej Cię przyciąga?

Co bym zrobiła inaczej (następnym razem)
- Wzięłabym więcej gotówki – zwłaszcza w Hampi i Wayanad.
Niektóre knajpki i guesthouse’y nie miały terminali, a bankomat był jeden (i akurat nie działał). Papierowe rupie = święty spokój.
- Nie rezerwowałabym łodzi w Alleppey w ciemno.
Obejrzenie jej na miejscu pozwala uniknąć niespodzianek typu: „piętrowy kolos z dżemem zamiast kolacji” i łazienką z epoki dinozaurów. Indie to nie Instagram – warto zaufać oczom, nie zdjęciom.
- Lepiej przygotowałabym się zdrowotnie.
W Wayanad rozłożyła mnie choroba i przez kilka dni nic nie widziałam – oprócz dzikich słoni, które akurat przyszły na nasze safari.
Gdybym miała wtedy więcej elektrolitów, lekkostrawnego jedzenia i planu B na gorszy dzień, pewnie nie czułabym się aż tak bezradna.
- Na niektórych trasach wybrałabym pociąg, nie autobus.
Jazda do Munnaru lokalnym autobusem miała klimat, ale serpentyny + monsun + brak klimy = lekki survival. Pociąg (tam gdzie możliwy) to często wygodniejsza opcja.
- Zabrałabym mniej ubrań i więcej luzu.
Sandały, przewiewna spodnie i bawełniany t-shirt okazały się moją codzienną uniformą. Reszta? Przejechała się przez południe Indii, nie wychodząc z plecaka.
- Zostawiłabym więcej pustych przestrzeni w planie.
Te najpiękniejsze chwile – herbatka w Kochi, rozmowy na plaży, mgła w Wayanad – nie były zaplanowane. Były możliwe, bo dałam sobie na nie czas.
- Zamiast martwić się, czy coś „warto zobaczyć”, częściej kierowałabym się tym, co warto poczuć.
Bo Indie nie są do odhaczania. Są do przeżywania – całym sobą.

Czego nauczyły mnie Indie – o sobie, o ludziach, o tym, jak podróżuję
- Że nie wszystko muszę rozumieć, żeby to uszanować.
- Że piękno często przychodzi wtedy, gdy przestaję się spieszyć.
- Że moje granice są ważne – i warto je znać, zanim zacznę je negocjować z otoczeniem.
- Że podróżowanie to nie ucieczka – to spotkanie. Ze światem. I z sobą samą.
- I że chaos, niewygoda i hałas potrafią oczyszczać, jeśli pozwolę im być.
Podsumowanie trasy – ile dni gdzie?
Jeśli masz ochotę ruszyć w podobną podróż z duszą, oto sugerowany plan:
- Palolem (Goa) – 3 dni
- Hampi – 2 dni
- Mysore – 1 dzień
- Wayanad – 3 dni
- Backwaters (Alleppey) – 2 dni
- Kochi (Cochin) – 2 dni
- Munnar – 2 dni
- Mumbaj – 3 dni
Łącznie: 19 dni zwiedzania + 2 dni na przeloty = 3 tygodnie.
Bez pośpiechu, z przestrzenią na zachwyt i ciszę.

Gdzie spać w południowych Indiach?
Polecam sprawdzone noclegi z duszą – tam, gdzie herbata smakuje lepiej, a poranki pachną mgłą.
Na tej trasie spaliśmy w miejscach, które naprawdę zapadły mi w serce.
Nie w luksusie, ale w ciszy, drewnie, przyjaznych rozmowach i zapachu kadzideł.
Palolem (Goa) – Cozy Nook
Bambusowe chatki przy samej plaży. Bez filtra, ale z magią. Zasypiasz w rytmie fal.
Kochi (Fort Kochi) – Maison Casero Home Stay
Mały pensjonat z artystycznym klimatem. Gospodarze z sercem, koty i kokosowe śniadania.
Wayanad – Bamboo Creek Resort
Domki na drzewie z widokiem na dżunglę. Słońce wschodzi razem z mgłą i nawoływaniem pawia.
Munnar – Sitaram Mountain Retreat
Ajurwedyjski spokój wysoko w górach. Cisza, herbata, eukaliptusy i czas, który się rozciąga.
Mumbaj – Residency Hotel Fort
W samym sercu miasta. Dobre śniadanie, klimatyzacja, wygodne łóżko po dniu w chaosie.

Najczęstsze pytania (które sama też kiedyś zadawałam)
Czy ta trasa jest bezpieczna dla kobiety?
Tak – południowe Indie mają zupełnie inny rytm niż północ. Mniej chaosu, więcej uśmiechu.
Podróżowałam z mężem, ale po drodze spotykałam sporo dziewczyn solo. Wystarczy odrobina czujności, szacunek dla lokalnych zwyczajów (np. zakryte ramiona), i dużo intuicji.
Ile kosztuje taka podróż?
Zaskakująco niewiele. Indie to jedno z tych miejsc, gdzie możesz jeść pysznie, spać klimatycznie i przemieszczać się bez stresu – mając budżet rzędu 25-40 USD dziennie na osobę. Najdroższe są loty i – jeśli się zdecydujesz – prywatny kierowca.
Jak się przemieszczaliście?
Korzystaliśmy z pociągów, autobusów, riksz, samolotów i raz – nocnej trasy samochodem z kierowcą. Ten miks okazał się najbardziej naturalny. Zróżnicowany, wygodny i całkiem budżetowy.
Czy trzeba mieć wizę?
Tak, ale spokojnie – wystarczy e‑wiza. Wypełniasz formularz online, płacisz, czekasz kilka dni. Polecam zrobić to z wyprzedzeniem, żeby nie stresować się przed wylotem.
Kiedy najlepiej jechać?
Od listopada do marca – wtedy południe Indii pachnie świeżością po monsunie, a powietrze ma miękkość, którą trudno opisać. Idealna pora na chai, słońce i powolne włóczenie się bez planu.
Kalkulator Kosztów Podróży
Pobierz teraz mój darmowy Kalkulator Kosztów Podróży i zaplanuj swoje wakacje bez stresu zwiazanego z nadmiernymi wydatkami!
A jeśli nie mam aż 3 tygodni?
Można skrócić. Jeśli kochasz naturę – nie pomijaj Wayanad. Jeśli wolisz miasta – Mumbaj zostanie w Tobie na długo. Kochi to miejsce, gdzie kultura i plaże żyją w jednym rytmie. Wybierz to, co gra z Twoim sercem.

Co zabrałam z tej podróży (poza zdjęciami)
Ta podróż przyszła do mnie wtedy, gdy najbardziej jej potrzebowałam.
To nie był lekki czas. I choć Indie potrafią być wymagające, głośne, czasem chaotyczne – dały mi dokładnie to, czego wtedy szukałam.
W Mumbaju, który nie zasypia, w kamiennych ruinach Hampi, w ciszy plantacji herbaty w Munnar – coś się we mnie wyciszyło.
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że to była najpiękniejsza podróż w moim życiu. Ale była najbardziej autentyczna.
Bo południowe Indie takie właśnie są – bez filtra, bez udawania, prawdziwe aż do szpiku kości.
Jadąc tam, warto zostawić w domu oczekiwania i zbyt precyzyjne plany – i tak się zmienią. Wystarczy otwarta głowa.
Z Indii nie przywozi się perfekcyjnych zdjęć z Instagrama. Przywozi się za to nową wersję siebie. Odrobinę spokojniejszą. Gotową na kolejne drogi.
Gotowa na swoją indyjską przygodę?
- Co zobaczyć w Palolem – zacznij spokojnie, od plaży z duszą
- Wzgórze Matanga w Hampi – wschód słońca, który zostaje na zawsze
- Przewodnik po Kochi – przyprawy, cisza i historia w jednym dniu
- Mumbaj bez filtra – chaos, który zmienia perspektywę
Które miejsce przyciąga Cię najbardziej? Napisz w komentarzu – chętnie odpowiem na wszystkie pytania o Indie!
Jeśli ten przewodnik pomógł Ci w planowaniu, podziel się nim z kimś, kto też marzy o Indiach. I daj znać, jak wyglądała Twoja droga – każda historia jest inna, i każda jest ważna.
