Zastanawiasz się, co zobaczyć na Big Island? Trafiłaś idealnie!
Po dwóch niesamowitych tygodniach spędzonych na Wielkiej Wyspie nadal jestem pod ogromnym wrażeniem.
To miejsce naprawdę zachwyca – od czarnych, wulkanicznych plaż po aktywne kratery i jedne z najbardziej spektakularnych rozgwieżdżonych nieb, jakie widziałam w życiu.
Jest w tej wyspie coś wyjątkowego – coś, co zostaje z człowiekiem na długo. I to w najlepszym możliwym sensie.
Tym, co czyni Big Island tak niezwykłą, jest jej nieprawdopodobna różnorodność. Gdzie indziej możesz jednego dnia zobaczyć ośnieżone szczyty, tropikalne lasy deszczowe i świeże pola lawy?
Jako osoba, która kocha zarówno przygody z dreszczykiem, jak i totalny chill na plaży – znalazłam tu swój mały raj na ziemi.
Zaparz więc kawę i rozgość się – przygotowałam dla Ciebie mój osobisty przewodnik po 15 miejscach na Big Island, które sprawiły, że opadła mi szczęka (czasem dosłownie!).
Niektóre z nich to klasyki, które znajdziesz w każdym przewodniku, ale inne to ukryte perełki – takie, które wysyłałam znajomym ze zbyt wieloma wykrzyknikami!!!
Gotowa? No to lecimy!
Planujesz podróż na Hawaje? Sprawdź mój kompleksowy przewodnik po Hawajach, w którym odpowiadam na 20 najczęściej zadawanych pytań o archipelag!

Big Island: Mapa Najlepszych Atrakcji
1. Park Narodowy Wulkanów Hawaiʻi
Park Narodowy Wulkanów? Po prostu FENOMENALNY.
Serio – gdzie indziej możesz spacerować po powierzchni, która jeszcze niedawno była bulgoczącym jeziorem lawy?
Wulkany Kīlauea i Mauna Loa królują w tym niemal surrealistycznym krajobrazie, a Kīlauea zachowuje się jak ten wiecznie niezadowolony wulkan, który ciągle zmienia zdanie.
Szlak Kilauea Iki (5,3 km) dosłownie odebrał mi mowę.
Zaczynasz wędrówkę wśród bujnego, tropikalnego lasu – śpiew ptaków, zieleń, spokój… a potem BUM – nagle stajesz na czymś, co jeszcze niedawno było kipiącym jeziorem płynnej skały!
Przez cały czas szłam z tą myślą w głowie: „Czy ja naprawdę spaceruję po czymś, co dosłownie było piekłem?”

Koniecznie odwiedź też tunel lawowy Thurston – przeciskanie się przez ten 500-letni korytarz stworzony przez płynącą lawę sprawiło, że włosy stanęły mi dęba na całym ciele.
A szlak Sulphur Banks? Zapach to dramat (powitaj zgniłe jaja), ale te dziwaczne, żółte formacje krystaliczne, powstałe z gazów wulkanicznych, są absolutnie niezwykłe.
Zupełnie straciłam poczucie czasu i spędziłam prawie cały dzień, jadąc drogą Chain of Craters aż do samego oceanu – każdy zakręt krył coś nowego.

Szlak petroglifów Puʻuloa był wprawdzie męczącym spacerem, ale wart każdej kropli potu.
Stanie tam, pośród setek starożytnych hawajskich rzeźb wyrytych w skale, dało mi niesamowite poczucie więzi z ludźmi, którzy żyli tu setki lat przede mną.
Podczas mojej wizyty niestety nie było aktywnej lawy (ostatnia erupcja miała miejsce we wrześniu 2023 roku), ale szczerze mówiąc? Nawet bez niej to miejsce jest absolutnie fascynujące.

Przydatne informacje
- Zapłaciłam 30 dolarów za wjazd samochodem, ale bez wahania zapłaciłabym trzy razy więcej!
Fascynują Cię wulkany Hawajów? W moim szczegółowym przewodniku znajdziesz wszystkie informacje o szlakach, najlepszych punktach widokowych i praktycznych wskazówkach dotyczących zwiedzania parku.
2. Dolina Pololu, Big Island
Po tym, jak miejscowy barista nie mógł się nachwalić Doliny Pololu, pomyślałam: muszę to zobaczyć. I… O MATKO!
Ta intensywnie zielona dolina, ukryta na północnym wybrzeżu wyspy, natychmiast wskoczyła do mojej osobistej top 5 najpiękniejszych miejsc, jakie widziałam.
Najbardziej poruszyło mnie to, jak święte jest to miejsce dla rdzennych Hawajczyków – wierzą, że właśnie tutaj wylądowali bogowie, tworząc wyspę.
Stojąc na punkcie widokowym, z włosami rozwiewanymi przez oceaniczny wiatr we wszystkie strony, naprawdę poczułam duchową atmosferę tego miejsca.
Szlak w dół teoretycznie ma tylko półtora kilometra, ale w praktyce… no cóż – wydaje się znacznie dłuższy, zwłaszcza gdy zaczynasz się ślizgać na błotnistych odcinkach!

W połowie drogi w dół usiadłam na idealnie położonym skalnym występie i zrobiłam zdjęcie, które teraz jest tapetą mojego telefonu.
Na dole czekała czarna, piaszczysta plaża – dzika, nieokiełznana, pełna surowej energii.
Choć znaki ostrzegały przed silnymi prądami, które mogłyby dosłownie porwać cię aż do Japonii, jeśli odważysz się wejść do wody – samo patrzenie na ocean wystarczyło, by poczuć jego moc.
Miałam tam też fascynującą rozmowę ze starszym Hawajczykiem, który po prostu siedział i odpoczywał.
Opowiedział mi, że jego dziadkowie uprawiali taro w dolinie dawno temu. Jego historie były jak małe klejnoty – dzięki nim poczułam, jakby ktoś uchylił mi drzwi do prawdziwej, żywej historii Hawajów.
Potem nabrałam odwagi i ruszyłam dalej – za Pololu, w stronę doliny Honokane Nui.
Moje nogi błagały o litość, ale oczy? Oczy miały jedną z największych wizualnych uczt w życiu.

3. Mauna Kea, Big Island
Wynajęcie Jeepa 4WD tylko po to, żeby wjechać na Mauna Kea? W stu procentach warto było przeciążyć kartę kredytową do granic możliwości.
Ten gigantyczny wulkan wznosi się na ponad 4200 metrów nad poziomem morza, ale jego podwodna część sięga znacznie głębiej – co technicznie czyni go najwyższą górą na Ziemi (sorry, Everest!).
Sama jazda na szczyt była ekstremalnym przeżyciem – nieutwardzona droga sprawiła, że przez całą trasę miałam białe kostki palców od ściskania kierownicy.
Na szczęście posłuchałam rady, by zatrzymać się w centrum dla odwiedzających (na wysokości ok. 2800 m), żeby dać organizmowi czas na aklimatyzację – i prawdopodobnie to uratowało mnie przed chorobą wysokościową.

Nikt mnie jednak nie ostrzegł, JAK PRZERAŹLIWIE ZIMNO będzie na górze!
Mówię o dosłownym trzęsieniu się z zimna i cichym przeklinaniu pod nosem, które zmusiło mnie do założenia każdej sztuki odzieży, jaką tylko miałam w plecaku.
Ale potem… TEN ZACHÓD SŁOŃCA.
Na wszystkie cuda tego świata! Obserwowanie, jak słońce zanurza się w prawdziwym morzu chmur, podczas gdy ja stałam ponad większością ziemskiej atmosfery, było czymś tak pięknym, że dosłownie uroniłam łzę.
Niebo zamieniło się w paletę barw – róż, złoto, pomarańcz, błękit – rozlaną jak akwarela. A gdy zapadła ciemność… te gwiazdy!
Nigdy wcześniej nie czułam się jednocześnie tak maleńka i tak głęboko połączona z całym wszechświatem.
Dowiedziałam się, że Mauna Kea to nie tylko góra – to miejsce święte dla rdzennych Hawajczyków, a jednocześnie dom dla najnowocześniejszych obserwatoriów astronomicznych na świecie.
Coś w tym niezwykłym połączeniu duchowości i nauki sprawiło, że przeszły mnie dreszcze – i tym razem nie tylko z zimna.

4. Plaża Hapuna
Po tym, jak moje nogi były wykończone od wędrówek, a mózg przeciążony wulkanicznymi doznaniami, desperacko potrzebowałam terapii plażowej.
Miejscowi polecili mi plażę Hapuna i – na wszystkie morskie żółwie – co za PLAŻA!
Ten półkilometrowy odcinek wzdłuż północno-zachodniego wybrzeża ma piasek tak biały i drobniutki, że skrzypi pod stopami jak świeży śnieg.
A woda? Miała taki nierealny odcień przejrzystego turkusu, że przez chwilę zastanawiałam się, czy przypadkiem nie mam halucynacji.
Trafiłam szczęśliwie we wtorek, kiedy plaża była błogo pusta.
Jeden z ratowników – z najbardziej hawajską opalenizną, jaką kiedykolwiek widziałam – wspomniał, że weekendy są kompletnie zatłoczone, więc cieszyłam się z mojego przypadkowego wyczucia czasu.
Latem fale były figlarne, ale spokojne – idealne do pływania bez stresu.
Podobno zimą przychodzą tu gigantyczne fale i klimat całkowicie się zmienia – to wtedy Hapuna staje się mekką hardcore’owych surferów.
Zostałam aż do zachodu słońca, obserwując, jak Matka Natura daje swój wieczorny pokaz – wszystko wokół złociło się i miękło w magicznym świetle golden hour.
Zdecydowanie jeden z tych momentów: „czy ja naprawdę żyję w tapecie z ekranu komputera?”

Przydatne informacje
- Wydałam 5 dolarów za wejście plus 10 dolarów za parking.
- Uwaga, plażowicze – wszystkich wypraszają punktualnie o 19:30, nawet jeśli właśnie przeżywasz duchowe zjednoczenie z zachodem słońca.
5. Puna, Big Island
Region Puna totalnie mnie zaskoczył.
Ta mniej znana turystycznie część południowo-wschodniego wybrzeża ma w sobie jakąś dziką, nieuchwytną energię – czułam się, jakbym trafiła do ekscentrycznej artystycznej kuzynki „typowych” Hawajów.
Jazda autostradą 137 (zwaną Czerwoną Drogą) była ciągłym balansowaniem między omijaniem dziur, a niezjechaniem z klifu – bo nie mogłam oderwać wzroku od widoków, które naprawdę odbierały mowę.
Drzewa tworzyły naturalne tunele, a gałęzie zamykały się nad drogą w zielone łuki – zatrzymywałam się co kilka minut z myślą: „LUDZIE, TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDZIWE!”
Najbardziej niesamowite wrażenie zrobiła na mnie plaża Isaac Hale – miejsce, gdzie strumień lawy z 2018 roku dosłownie zatrzymał się na granicy zniszczenia wszystkiego.
Stoisz tam i myślisz: jak blisko było, by to wszystko zniknęło.

Spacerowanie po świeżej skale wulkanicznej, której jeszcze kilka lat temu w ogóle tu nie było, z widokiem na plażę, która cudem przetrwała…
To był jeden z tych momentów, kiedy naprawdę czujesz kruchość istnienia.
Zaufałam nieco podejrzanej wskazówce od faceta sprzedającego kokosy i ruszyłam dżunglowym szlakiem w stronę ciepłego basenu Pohoiki.
Moczenie się w naturalnym gorącym źródle, otoczona parą i dźwiękami dżungli, było czystą błogością – aż do momentu, gdy przez zarośla nie przegalopowało stado dzikich świń, o mało nie przyprawiając mnie o zawał.
Koniecznie odwiedź pobliski Park Stanowy Lava Tree – te puste formy drzew, które powstały, gdy lawa opłynęła żywe pnie, zostawiając po sobie kamienne odlewy, robią piorunujące wrażenie.
To jak naturalna galeria rzeźb – zrobiona przez samą Ziemię.
Na koniec zajrzyj do kolorowego, drewnianego kościoła Star of the Sea, który w 2018 roku cudem uniknął zniszczenia przez lawę.
Ma w sobie coś wyjątkowego – mały cud wśród surowego krajobrazu.

6. Zatoka Anaeho’omalu
Zatoka A-Bay szybko stała się moim ulubionym miejscem ucieczki, gdy życie na wyspie zaczynało być zbyt chaotyczne. Ta plaża w rejonie Kohala to doskonałe połączenie oszałamiających widoków i totalnego relaksu – bez większego wysiłku.
Woda była tu tak spokojna i łagodna, że mogłam unosić się na niej jak ludzki liść lilii – bez ciągłego czuwania przed falami.
Łagodne zejście do zatoki sprawiało, że to było wymarzone miejsce na leniwe, popołudniowe kąpiele.
A te starożytne hawajskie stawy rybne, które otaczają plażę? Totalnie mnie zachwyciły!
Dowiedziałam się, że zostały zbudowane dla hawajskiej rodziny królewskiej w bardzo dawnych czasach. I od razu poczułam się, jakbym odpoczywała w królewskim ogrodzie nad oceanem.

O zachodzie słońca, gdy palmy odbijają się w spokojnych stawach, a niebo mieni się różami i pomarańczami – to była czysta magia.
Za każdym razem łapałam się na tym, że gorączkowo sięgam po aparat, próbując uchwycić choć odrobinę tego piękna.
Pewnego popołudnia ruszyłam wzdłuż przybrzeżnego szlaku i zupełnie przypadkiem odkryłam ukryte baseniki przypływowe, pełne drobnych rybek, które śmigały między moimi stopami.
A potem prawie podskoczyłam, gdy zorientowałam się, że te pobliskie „skały” to tak naprawdę śpiące żółwie morskie!
Jednego wieczoru pozwoliłam sobie na odrobinę luksusu – kolację w Lava Lava Beach Club, bezpośrednio na plaży.
Owszem, ceny były typowo turystyczne, ale popijanie mai tai z palcami zanurzonymi w piasku, podczas gdy słońce znikało za horyzontem?
Warte. Każdego. Centa.

7. Hawajski Tropikalny Ogród Botaniczny
Prawie zrezygnowałam z odwiedzenia Hawajskiego Tropikalnego Ogrodu Botanicznego – no bo przecież to tylko drogie rośliny, prawda?
Okazało się, że to jeden z największych niespodziewanych hitów mojej podróży!
Ten ukryty raj, położony niedaleko zatoki Onomea, to Matka Natura w swojej najbardziej spektakularnej odsłonie.
Już w momencie przekroczenia bramy poczułam się, jakbym przeszła przez portal do fantastycznej krainy dżungli.
Ścieżki wiły się wśród roślin o tak intensywnych kolorach, że wyglądały jak z innej planety – kwiaty większe od mojej głowy, liście wielkości drzwi samochodu.
A powietrze? Przesycone odurzającym koktajlem kwiatowych zapachów, który sprawiał, że oddychałam głębiej niż zwykle… aż kręciło mi się w głowie.

Dowiedziałam się, że ogród został stworzony przez małżeństwo Lutkenhouse’ów, którzy spędzili lata na wycinaniu przejścia przez gęstą dżunglę, by stworzyć to botaniczne arcydzieło.
Kiedyś był tu teren starej wioski rybackiej, gdzie miejscowi uprawiali żywność – i przysięgam, że w niektórych zakątkach nadal unosi się zapach mango!
Największym zaskoczeniem było dla mnie natknięcie się na wodospad Onomea, który kaskadowo spływa przez ogród.
Skręcam za róg i nagle: „Zaraz… tutaj jest JESZCZE WODOSPAD?!” To był absolutny szczyt wakacyjnej radości.
Spędziłam tu prawie dwie godziny, ale z łatwością mogłabym zostać cały dzień – i pewnie nadal nie zobaczyłabym wszystkiego.

Przydatne informacje
- Wstęp za 32 dolary wydawał się drogi, dopóki nie zobaczyłam tego miejsca na własne oczy.
- Ogród jest otwarty codziennie od 9:00 do 17:00, ale nie wpuszczają już nikogo po 16:00.
8. Czarna Plaża Punalu’u
Plaża Punaluʻu dosłownie zatrzymała mnie w miejscu.
Czarny jak smoła piasek, turkusowa woda i kołyszące się palmy – wyglądało to tak, jakby ktoś podkręcił kontrast w ustawieniach rzeczywistości do maksimum.
Położona na południowym wybrzeżu, ta plaża to miejsce, gdzie nawet najwięksi antytalencia fotograficzne robią zdjęcia jak z katalogu.
Zafascynowało mnie, jak właściwie powstała – gdy gorąca lawa wpadała do zimnego oceanu, roztrzaskiwała się na tysiące drobnych, obsydianowych fragmentów, które z czasem stworzyły tę czarną plażę.
W przeciwieństwie do wielu innych hawajskich wysp, gdzie czarne plaże dawno zmył czas i fale, Punaluʻu wciąż trwa – surowa, hipnotyzująca i niepodrabialna.

Ale przejdźmy do żółwi! Kilka ogromnych żółwi morskich żerowało na wodorostach blisko brzegu, a niektóre po prostu wylegiwały się na czarnym piasku jak gdyby nigdy nic.
Zachowałam zalecaną odległość (ponad 3 metry), ale wewnętrznie WARIOWAŁAM ze szczęścia – bo dzikie żółwie morskie odpoczywające na plaży jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie?!
Udało mi się zrobić kilka rewelacyjnych zdjęć, które sprawiły, że moi obserwujący na Instagramie uznali mnie za znacznie lepszą fotografkę, niż jestem w rzeczywistości.
Sam piasek też był zaskoczeniem – chropowaty, bardzo specyficzny w dotyku, i nagrzewa się błyskawicznie na słońcu.
Dowiedziałam się tego w najtrudniejszy możliwy sposób – wykonując spontaniczny „taniec gorącego piasku”, który szczerze rozbawił pobliskie rodziny.
Na szczęście na plaży są stoły piknikowe i mały punkt z przekąskami, więc mogłam spędzić tam godziny, obserwując te majestatyczne żółwie bez ryzyka śmierci głodowej.

9. Plaża Manini’owali, Big Island
Plaża Manini’owali (miejscowi nazywają ją po prostu Zatoką Kua) jest chyba najbliższym odpowiednikiem perfekcji z pocztówki, jaki kiedykolwiek widziałam na własne oczy.
Położona na północ od Kailua-Kona, ta ukryta perełka wymaga nieco wspinaczki po skałach, żeby do niej dotrzeć, co na szczęście odstrasza tłumy turystów.
Piasek jest tu tak oślepiająco biały, jakby ktoś zmielił perły. Woda ma tak nierzeczywisty odcień turkusu, że wygląda jak efekt Photoshopa.
Kiedy zobaczyłam to miejsce po raz pierwszy, mimowolnie wykrzyknęłam „niemożliwe!”, wywołując zaskoczenie u pobliskich plażowiczów.
Plaża ma dwie idealne zatoczki, między którymi przemieszczałam się, na zmianę pływając i opalając się, aż stałam się pół-człowiekiem, pół-suszoną śliwką.
Dotarłam tam dość wcześnie (około 8:30) i znalazłam dobre miejsce, choć koło lunchu zrobiło się już całkiem tłoczno od turystów.
Słowo przestrogi: Ta plaża nie ma absolutnie żadnych udogodnień, więc pakuj się, jakbyś planowała dzień na pustyni – woda, przekąski, krem przeciwsłoneczny, wszystko co niezbędne.
I może wybierz dzień powszedni lub wizytę o świcie, chyba że lubisz parkingowe gry o przetrwanie i plażowanie w stylu „ręcznik przy ręczniku”!

10. Narodowy Park Historyczny Pu’uhonua o Hōnaunau
Uwaga miłośnicy historii! Park Historyczny Puʻuhonua o Hōnaunau (znany jako Miejsce Schronienia) przeniósł mnie w przeszłość.
Położone tuż na południe od Kailua–Kona, to święte miejsce wywołało u mnie prawdziwe ciarki (lub „chicken skin„, jak mówią tutejsi).
Poznanie historii o tym, jak to sanktuarium kiedyś ratowało ludzi, którzy złamali kapu (święte prawa), było zdumiewające.
Wyobraź sobie: biegniesz o swoje życie, wiedząc, że jeśli dotrzesz do tego miejsca, jesteś bezpieczny, ale jeśli zostaniesz złapany wcześniej… no cóż, nie kończy się to dobrze.
Pokonani wojownicy również znajdowali tutaj schronienie, co dodawało kolejny dramatyczny wymiar mojej wizycie.

Szesnastowieczny Wielki Mur wznoszący się na ponad 3 metry wysokości wprawił mnie w osłupienie – jak, u licha, zbudowali to bez nowoczesnych narzędzi?!
Spędziłam mnóstwo czasu na zwiedzaniu platform świątynnych, tradycyjnych domów krytych strzechą i tych intensywnych drewnianych Ki’i (rzeźbionych wizerunków bogów), które zdają się śledzić cię spojrzeniem.
Samo otoczenie jest nieziemsko piękne – majestatyczne palmy, królewskie stawy rybne odbijające niebo i chroniona zatoka, gdzie dostrzegłam żółwie morskie sunące przez kryształową wodę.
Odwiedziłam to miejsce późnym popołudniem, gdy złote światło sprawiło, że wszystko wyglądało, jakby zostało zanurzone w miodzie.

Koszty i godziny otwarcia
- Zapłaciłam 20 dolarów za wjazd pojazdem.
- Park jest otwarty od 8:15 do zachodu słońca, a zwiedzenie całości zajmuje około godziny.
11. Wodospad Akaka, Big Island
Po dniach spędzonych na opalaniu się po słonecznej stronie Kona, bujna dżungla wokół wodospadu Akaka była jak wejście do zupełnie innego świata.
Położony niedaleko Hilo, na bardziej wilgotnym, wschodnim wybrzeżu, ten 135-metrowy wodospad spada z hukiem w zielony wąwóz, który wygląda jak żywcem wyjęty z Parku Jurajskiego.
Dowiedziałam się, że nazwa „Akaka” pochodzi od hawajskiego wodza znanego z odwagi, a samo słowo oznacza „ryczący” – co idealnie pasuje do grzmotu wody spadającej swobodnie z wysokości przewyższającej niektóre wieżowce!
Pętla szlaku prowadząca do wodospadu ma tylko około 700 metrów, jest utwardzona i naprawdę łatwa – zajmuje maksymalnie 20 minut, więc to bułka z masłem w porównaniu z innymi moimi wyspiarskimi wędrówkami.

Po drodze, przez przerwy w listowiu, udało mi się dostrzec wodospad Kahūnā – kolejną imponującą kaskadę, która gdzie indziej byłaby główną atrakcją, a tu… po prostu pojawia się w tle, jakby mimochodem.
Trafiłam na miejsce tuż po porannym deszczu, co sprawiło, że wodospad był w pełni swojej mocy – huk wody, unosząca się mgiełka i tęcze, które pojawiały się i znikały niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, gdy tylko słońce przebiło się przez chmury.
W pewnym momencie przyłapałam się na tym, że po prostu stoję, zahipnotyzowana, wpatrzona w ten nieskończony, wodny taniec.
Byłam już prawie cała mokra od drobinek wody unoszących się w powietrzu – i było to absolutnie warte każdego zmoczonego włosa.

Przydatne informacje
- Zapłaciłam 5 dolarów za osobę plus 10 dolarów za parking.
- Park jest otwarty codziennie od 8:30 do 17:00.
12. Plaża Mahai’ula, Big Island
Podróż na plażę Mahaiʻula była przygodą, która sprawiła, że zaczęłam się zastanawiać nad sensownością moich wyborów życiowych.
Ta nieutwardzona droga przez stwardniałe pola lawowe sprawiała, że mój wynajęty Jeep podskakiwał jak szalony – co jakiś czas sprawdzałam, czy nie zgubiłam wypełnień zębów. Ale serio?
Było warto. Nawet pomimo obolałego kręgosłupa.
Po zaparkowaniu ruszyłam słabo widoczną ścieżką, która prowadziła przez teren przypominający spacer po Księżycu – wszędzie tylko czarna, wulkaniczna skała, ciągnąca się po horyzont.
A potem, nagle – jak miraż – pojawił się idealny półksiężyc białego piasku, otoczony linią wysokich palm kołyszących się na wietrze. Totalne uczucie bycia na bezludnej wyspie.

Przeżyłam surrealistyczny moment posiadania plaży niemal wyłącznie dla siebie, dzieląc ją jedynie z małą grupką dzikich kóz, które wydawały się kompletnie niewzruszone moją obecnością.
Te kozy były prawdziwymi właścicielami tego miejsca i doskonale o tym wiedziały, przechadzając się nonszalancko obok mnie z miną mówiącą „tak, człowieku, WIDZIMY cię”.
Wzdłuż linii brzegowej rosły drzewa, które tworzyły naturalne zacienione kryjówki – idealne, gdy hawajskie słońce próbowało mnie zamienić w ludzką suszoną wołowinę.
Rozłożyłam się z książką, co chwilę zerkając znad kartek, żeby upewnić się, że to absurdalne piękno dookoła naprawdę istnieje, a nie jest tylko snem po zbyt dużej dawce witaminy D.
Zostałam aż do zachodu słońca, obserwując, jak złota godzina zamienia wszystko w nierzeczywisty krajobraz jak z marzeń.
Czułam się jak posiadaczka własnego, prywatnego kawałka raju – i było to absolutnie warte każdej wyboistej drogi i zakurzonej wędrówki.

Dobra rada
- Absolutnie zero udogodnień – brak toalet, brak wody pitnej, brak barów.
- Pakuj się, jakbyś wyruszała poza cywilizację na cały dzień!
Jak chcesz kontynuować swoją hawajską przygodę?
🌋 Eksploracja wulkanów → Park Narodowy Wulkany – szczegółowy przewodnik po wszystkich szlakach i atrakcjach parku
🍴 Kulinarne odkrycia → Gdzie zjeść na Wyspie Hawai’i? – najlepsze miejsca sprawdzone osobiście
🏝️ Planowanie podróży → Przewodnik po Hawajach – wszystko, co musisz wiedzieć przed wyjazdem
Co najbardziej Cię interesuje?
13. Hilo
Po dniach spędzonych na nieustannie słonecznym wybrzeżu Kona, okazjonalne opady deszczu w Hilo były zaskakująco… orzeźwiające!
Poranne wypady na targ rolniczy stały się moim rytuałem – próbowałam owoców o nazwach, których nie potrafiłam wymówić, i smakach, które dosłownie wywracały mój światopogląd owocowy do góry nogami.
Bananowe jabłka i lilikoi (marakuja) zrujnowały mnie na zawsze dla owoców z kontynentu.
Pamiętam rozmowę ze starszym sprzedawcą, który podrzucał mi dodatkowe próbki, opowiadając przy tym historie o dorastaniu na wyspie – z takim spokojem i ciepłem, że nie chciałam odchodzić.
Banyan Drive szybko stała się moim ulubionym miejscem na spacery.
Te ogromne drzewa zrzucające powietrzne korzenie tworzą krajobraz jak z filmu science-fiction – nie do końca z tego świata.
Zafascynowało mnie, że wiele z tych banyanów zostało posadzonych przez celebrytów z dawnych lat.
Przechodziłam obok drzew posadzonych przez Amelię Earhart i Babe Rutha, czując dziwne, poruszające połączenie z ludźmi, którzy dawno odeszli, ale zostawili po sobie coś żywego.

Muzeum Tsunami na Pacyfiku poruszyło mnie bardziej, niż się spodziewałam. Poznanie historii ogromnych fal, które wielokrotnie uderzały w to odporne miasteczko, zostawiło mnie ze ściśniętym żołądkiem.
Spacerowanie po centrum miasta i oglądanie śladów poziomu wody nadal widocznych na budynkach po dziesięcioleciach było otrzeźwiające.
Ogrody Lili’uokalani uratowały mnie podczas wyjątkowo intensywnej ulewy – schronienie pod japońską pagodą, obserwując deszcz tworzący zmarszczki na stawach z karpiami koi, okazało się zaskakująco medytacyjne.
Gdy chmury w końcu się rozstąpiły, tęcza, która utworzyła się nad zatoką Hilo, była tak intensywna, że wyglądała nierealnie – jakby ktoś podkręcił nasycenie do maksimum.

Przydatne informacje
- Muzeum Tsunami kosztuje 5-15 dolarów i jest otwarte 10:00-16:00.
- Muzeum Lymana (warte odwiedzenia, by zagłębić się w hawajską historię) kosztuje 2-7 dolarów i jest otwarte w dni powszednie 10:00-16:30.
- Natomiast targ rolniczy w Hilo odbywa się codziennie 7:00-15:00.
14. Wodospad Rainbow, Big Island
Zaledwie rzut kamieniem od centrum Hilo, wodospad Rainbow Falls dostarcza dokładnie tego, co obiecuje jego nazwa – tęcze – a do tego dorzuca szczyptę hawajskiej mitologii, która czyni to miejsce jeszcze bardziej wyjątkowym.
Ten 24-metrowy wodospad w pełni zasłużył na swoją nazwę.
Odwiedź go w słoneczny poranek, a masz niemal gwarancję, że zobaczysz tęcze tańczące w mgiełce, unoszącej się nad przepaścią.
Ja zaplanowałam wizytę na około 10:00, po tym jak miejscowy zdradził mi, kiedy słońce daje najlepsze warunki – i trafiłam w dziesiątkę.
Wodospad grzmi nad naturalną jaskinią wykutą w lawie, która według hawajskich legend była domem Hiny – matki półboga Maui.
Stojąc tam, z mgiełką chłodzącą twarz i tęczami pojawiającymi się i znikającymi z każdym przesunięciem promieni słońca, zrozumiałam, dlaczego bogini mogła wybrać właśnie to miejsce na swój dom.
Po nacieszeniu oczu z głównej platformy widokowej odkryłam niepozorne schody po lewej stronie, które prowadzą na górę wodospadu.
Wspinaczka ujawniła zupełnie inną perspektywę – spoglądanie w dół, obserwując, jak rzeka rzuca się nagle w przestrzeń, to zupełnie inny poziom doświadczenia.
Cała wizyta zajęła mi może 30 minut, ale wspomnienia zostaną na zawsze.
I co najlepsze? To jedna z tych perełek, która jest kompletnie darmowa, a absolutnie wspaniała.
Idealna opcja dla oszczędnych podróżników.

15. Laupahoehoe Point
Moje finalne odkrycie na wyspie Hawai’i połączyło zapierające dech w piersiach piękno natury z potężną dawką historycznej perspektywy.
Laupahoehoe Point na północno-wschodnim wybrzeżu pokazuje podwójną osobowość natury – oszałamiająco piękną, ale potencjalnie niszczycielską.
Fale rozbijają się tutaj o postrzępione lawowe wybrzeże z furią, która jest hipnotyzująca, ale jednocześnie nieco przerażająca.
Znalazłam sobie wygodną skałę i po prostu zatraciłam się w obserwowaniu tej niekończącej się bitwy między lądem a morzem, czując się malutka w całym kosmicznym porządku.

Spokojny park z falującą zieloną trawą wydaje się być w sprzeczności z gwałtownym wybrzeżem, ale rozrzucone po całym terenie tablice pamiątkowe opowiadają prawdziwą historię.
W 1946 roku tsunami pochłonęło tutaj 24 ofiary – głównie dzieci szkolne i ich nauczycieli. Czytanie ich imion i wieku mocno mnie poruszyło, szczególnie stojąc w miejscu, które wygląda tak rajsko w spokojny dzień.
Spędziłam około godziny w cichej kontemplacji, obserwując potężne fale i myśląc zarówno o twórczych, jak i niszczycielskich siłach, które ukształtowały tę niezwykłą wyspę.
Wydawało się to odpowiednim zakończeniem mojej podróży po Wielkiej Wyspie – z tym przypomnieniem o niesamowitej potędze natury.

Kalkulator Kosztów Podróży
Pobierz teraz mój darmowy Kalkulator Kosztów Podróży i zaplanuj swoje wakacje bez stresu zwiazanego z nadmiernymi wydatkami!
Big Island: Twoja przygoda zaczyna się tutaj
Big Island zmieniła mój sposób patrzenia na podróżowanie.
Gdzie indziej możesz jednego dnia stać na aktywnym wulkanie, następnego pływać z żółwiami morskimi na czarnej plaży, a wieczorem obserwować najczystsze niebo gwiaździste, jakie widziałam w życiu?
Ta wyspa ma w sobie coś magicznego – surową, nieposkromioną energię, która przypomina, jak potężna jest natura.
A jednocześnie oferuje te spokojne, błogie momenty: zachody słońca nad zatokami, zapach plumerii na ciepłym wietrze, dźwięk fal kołyszących palmy.
Przez te dwa tygodnie nauczyłam się, że najlepsze podróże to te, które nas zmieniają. I Big Island definitywnie to zrobiła.
Mam nadzieję, że ten przewodnik pomoże Ci odkryć własne magiczne momenty na Wielkiej Wyspie – te, które zapierają dech w piersiach, te, które sprawiają, że śmiejesz się do łez, i te ciche chwile, gdy po prostu stoisz i czujesz wdzięczność za to, że jesteś właśnie tu, właśnie teraz.
Gotowa na swoją hawajską przygodę?
- Przewodnik po Hawajach – praktyczne informacje o planowaniu podróży
- Park Narodowy Wulkany – szczegółowy przewodnik po parku
- Gdzie zjeść na Wyspie Hawai’i? – najlepsze kulinarne odkrycia
- Mój osobisty przewodnik po USA – odkryj więcej inspiracji w Stanach Zjednoczonych

A Ty? Które miejsce na Big Island najbardziej Cię zaciekawiło? Napisz w komentarzu – uwielbiam czytać Wasze plany podróżnicze!
Zapisz tego pina na później i podziel się artykułem ze znajomymi, którzy marzą o Hawajach!
