Nie wszystkie wspomnienia z podróży są piękne. Niektóre uczą pokory.
Nie piszę tego tekstu, by kogokolwiek zawstydzić. Piszę, bo sama kiedyś robiłam te rzeczy – z ciekawości, z niewiedzy, z pragnienia odkrywania świata.
Dziś wiem, że świadome podróżowanie zaczyna się od zadawania pytań.
Od odwagi, by przyjrzeć się własnym wyborom i zrozumieć, jak wpływają na miejsca, ludzi i zwierzęta, które spotykamy po drodze.
Jeśli Ty też szukasz podróży z duszą – takich, po których wraca się nie tylko z pięknymi zdjęciami, ale i spokojem w sercu – być może odnajdziesz tu coś dla siebie.

Kiedy podróże przestają być tylko przygodą
Kiedy zaczynałam podróżować, chciałam zobaczyć jak najwięcej, poczuć „prawdziwą kulturę”, przeżyć coś, co zapamiętam na całe życie. Miałam w głowie listę miejsc do odhaczenia, zdjęć do zrobienia, doświadczeń do zebrania.
Nie zawsze zadawałam sobie pytania: Co za tym stoi? Kto na tym zyskuje, a kto traci? Czy to naprawdę moje wybory, czy tylko utarte ścieżki podróżniczych oczekiwań?
Z czasem zaczęłam zauważać więcej. Widzieć to, co wcześniej pomijałam wzrokiem. Słyszeć to, co wcześniej zagłuszał entuzjazm. Czuć ciężar wyborów, które wcześniej robiłam lekką ręką.
Dziś wiem, że podróże mogą być nie tylko piękne, ale też uważne. Że można jechać gdzieś i zostawić po sobie coś więcej niż ślad na piasku.
Że najważniejsze wspomnienia to nie te z Instagrama, ale te, które pozwalają nam spojrzeć w lustro i powiedzieć: „Dobrze to zrobiłam.”
To nie jest tekst o idealnej podróżniczce, która wszystko robi bezbłędnie. To opowieść o drodze. O uczeniu się. O tym, że każdy błąd może być początkiem czegoś lepszego.
1. Jazda na słoniu w Tajlandii – piękny obrazek, okrutna prawda
Miałam wtedy dwadzieścia kilka lat. Byłam w Chiang Mai pierwszy raz w życiu i wszędzie widziałam reklamy: „Elephant trekking – authentic Thai experience!”
Z kolorowymi plakatami pokazującymi uśmiechnięte twarze turystów siedzących wysoko na grzbiecie słonia.
Poszłam. Zapłaciłam. Wsiadłam.
Siedziałam na drewnianym siodełku przywiązanym do grzbietu ogromnego zwierzęcia, patrzyłam z góry na dżunglę, czułam moc i wielkość tego stworzenia. Przez chwilę wydawało mi się, że to magiczne doświadczenie.
Ale coś w środku zgrzytało. Słoń szedł wolno, mechanicznie, tak jakby robił to po raz setny tego dnia.
Mahout siedział na jego karku, trzymając w ręku haczykowaty metalowy przedmiot. Zwierzę nie wyglądało na szczęśliwe. Wyglądało na zmęczone.
Nie wiedziałam wtedy, czym jest phajaan – brutalny rytuał łamania woli słoni, który zaczyna się, gdy są jeszcze małe.
Nie wiedziałam, że „tresura” polega na bólu, strachu i całkowitym podporządkowaniu. Że te słonie nigdy nie wybrałyby noszenia ludzi na grzbiecie, gdyby miały wybór.
Dziś już wiem. I nie wsiadłabym ponownie. Ani ja, ani moje sumienie.
Jeśli chcesz zobaczyć słonie w Tajlandii, wybierz sanktuarium, gdzie możesz je obserwować, karmić i myć – ale nie jeździć na nich. Miejsce, gdzie słonie żyją w stadach, a nie w łańcuchach.
To doświadczenie będzie o wiele bardziej niezapominane, bo nie będzie obarczone cierpieniem.
Napisałam szczegółowy artykuł o tym, co naprawdę dzieje się za kulisami tej „atrakcji”. Jeśli chcesz poznać pełną prawdę, przeczytaj: Jazda Na Słoniu w Tajlandii: Prawda, Której Nikt Mi Nie Powiedział

2. Wizyta w „tradycyjnej” wiosce górskich plemion – żywe muzeum bez życia
„Long Neck Village” – tak nazywała się wycieczka, którą kupiłam w Tajlandii. Miało być spotkanie z kulturą, z plemionami Karen, z tradycją, która trwa od stuleci.
W praktyce – przypominało żywe muzeum.
Kobiety w ozdobnych pierścieniach na szyi siedzące w rządku przy kramach z pamiątkami.
Turyści z aparatami, którzy machinalnie przechodzili od jednej do drugiej, robili zdjęcia i szli dalej. Zero rozmów, zero wzajemności, zero autentyczności.
Czułam się nieswojo. Patrzyłam na te kobiety i widziałam znużenie w ich oczach. One nie siedziały tam, bo chciały. Siedziały, bo to był ich „zawód”. Bo turyści płacili za prawo do fotografowania ich „egzotycznego” wyglądu.
Czy naprawdę chodziło o poznanie ich życia? Czy raczej o zdjęcie do albumu, o historię do opowiedzenia znajomym?
Dziś wybieram relację – nie dekorację.
Jeśli chcesz poznać lokalną kulturę, szukaj miejsc, gdzie możesz porozmawiać, a nie tylko patrzeć.
Warsztatów rzemiosła, małych restauracji rodzinnych, spacerów z lokalnymi przewodnikami, którzy sami pochodzą z danej społeczności i mogą opowiedzieć swoją historię.
To są spotkania, które coś zostawiają. I które nie zamieniają ludzi w atrakcje.

3. Rejs z delfinami o świcie na Bali – pościg zamiast obserwacji
Było pięknie. Magicznie. Wschód słońca malował niebo w pomarańcze i róże, morze było spokojne, łódka kołysała się delikatnie na falach.
I nagle – delfiny.
Kierownik łodzi krzyknął: „Tam! Tam!” i ruszyliśmy pełnym gazem w ich stronę. Razem z kilkudziesięcioma innymi łódkami. Jak flota myśliwców ścigających łup.
Delfiny uciekały. Nurkując głębiej, zmieniając kierunek, próbując znaleźć spokój. A my – goniliśmy. Bo przecież zapłaciliśmy. Bo chcieliśmy je zobaczyć. Bo zdjęcie z delfinami to przecież coś niesamowitego, prawda?
Wtedy nie wiedziałam, że to nie „obserwacja dzikiej przyrody”, tylko pościg. Że dla tych zwierząt to nie jest zabawa.
Że hałas silników zakłóca ich echolokację, że stres wpływa na ich zachowania żywieniowe i rozrodcze. Że te „magiczne” wschody słońca dla nas to dla nich codzienne nękanie.
Nie pojadę drugi raz. Bo delfiny zasługują na ciszę, nie na brawa.
Jeśli chcesz zobaczyć delfiny, szukaj odpowiedzialnych operatorów, którzy przestrzegają zasad etycznej obserwacji – zachowują dystans, nie gonią zwierząt, ograniczają liczbę łodzi.
A najlepiej – zobacz je z brzegu, jeśli masz szczęście.

4. Lot zamiast pociągu – szybciej nie znaczy lepiej
Z Bangkoku do Chiang Mai poleciałam, bo było „taniej i szybciej”. Godzina w powietrzu zamiast dwunastu w pociągu. Logiczny wybór, prawda?
Ale w samolocie nic się nie dzieje. Siedzisz w ciasnym fotelu, patrzysz w oparcie przed sobą, czekasz, aż to się skończy. Zaoszczędziłam czas – ale co z nim zrobiłam? Pewnie scrollowałam telefon w hotelu.
Dopiero później, gdy wybrałam nocny pociąg w innej podróży, zrozumiałam, co straciłam.
Pociąg to nie tylko transport. To rytuał, spotkanie, klimat. To rozmowy z lokalnymi pasażerami, którzy dzielą się jedzeniem i opowieściami.
To widok za oknem zmieniający się z miejskiego w wiejski, z palm w góry, z dnia w noc. To zasypianie przy miarowym kołysaniu i budzenie się w nowym miejscu.
Dziś, jeśli mogę – wybieram wolniej. Bo podróż to nie tylko destynacja. To wszystko, co po drodze.
Planujesz kolejną podróż?
Dostaję pytania o transport, noclegi i organizację wyjazdów niemal każdego dnia.
Dlatego stworzyłam newsletter, w którym dzielę się praktycznymi wskazówkami z każdej podróży – co zadziałało, co by zrobiłam inaczej, i jak podróżować mądrzej.
Bonus dla nowych subskrybentek: Darmowy przewodnik „Jak podróżować świadomie” + lista pytań, które warto zadać przed każdą wycieczką 📍
5. Zdjęcia w miejscach „z Instagrama” – byłam, ale nie doświadczyłam
Byłam w Santorini. Stałam w kolejce do niebieskiego dachu. Widziałam, jak inni się przepychają, ustawiają, poprawiają sukienki, czekają na swoją kolej do idealnego kadru.
Zrobiłam zdjęcie. Sprawdziłam, czy jest ostre. Dodałam filtr. I… poszłam.
Nie pamiętam zapachu powietrza – tego miks morskiej bryzy i kwiatów bugenwilli. Nie pamiętam śmiechu greckich dzieci bawiących się na sąsiedniej ulicy.
Nie pamiętam rozmowy z właścicielem małej kafejki, który opowiadał o tym, jak zmieniła się wyspa od czasu boomu turystycznego.
Pamiętam tylko to, czy zdjęcie „wyszło”. Ile lajków dostało. Czy wyglądałam dobrze.
Dziś wstyd mi się do tego przyznać. Ale prawda jest taka: byłam w Santorini, ale w pełni nie doświadczyłam Santorini.
Teraz, gdy gdzieś jadę, mam zasadę: najpierw być. Stanąć. Popatrzeć. Poczuć. Pozwolić miejscu wejść w siebie. A potem dopiero – uchwycić.
Czasem w ogóle nie robię zdjęcia. I to jest OK. Bo najlepsze wspomnienia noszę w sobie, nie w chmurze.





6. Negocjowanie „dla sportu” – gdy różnica kilku złotych to nie zabawa
W Maroku zbiłam cenę ręcznie robionej torebki o połowę. Sprzedawca początkowo nie chciał się zgodzić. Ja uparcie trwałam przy swojej cenie. W końcu ustąpił.
Czułam się dumna. Wygrałam! Wynegocjowałam świetną cenę!
Dziś się wstydzę.
Bo dla mnie to była różnica kilkunastu, może kilkudziesięciu złotych. Dla niego – może cały dzień pracy. Może jedyne zamówienie tego tygodnia. Może pieniądze na jedzenie dla rodziny.
Targowanie się to część kultury w wielu krajach. Ale jest różnica między uczciwym negocjowaniem a wykorzystywaniem pozycji siły.
Między znalezieniem kompromisu a zmuszaniem kogoś do sprzedaży poniżej wartości jego pracy.
Dziś nie pytam „ile najniżej?”. Pytam: „Czy to uczciwe?”
I jeśli coś jest piękne, ręcznie robione, unikalne – jestem gotowa zapłacić cenę, która odzwierciedla wartość czyjejś pracy i umiejętności.
7. Fotografowanie ludzi bez zgody – gdy ludzie stają się obiektami
W Indiach zrobiłam zdjęcie starszej kobiecie w sari. Siedziała na schodach świątyni, miała piękną, pomarszczoną twarz, oczy pełne historii.
Podniosłam aparat. Ona zauważyła. Uśmiechnęła się lekko.
Ale czy naprawdę chciała być moją „pamiątką”? Czy uśmiech oznaczał zgodę, czy tylko uprzejmość wobec obcego turysty?
Nie zapytałam. Zrobiłam zdjęcie. I poszłam.
Dziś wiem, że obiektyw to odpowiedzialność. Że ludzie to nie dekoracja, nie elementy „kolorowego lokalnego folkloru”.
Że każdy ma prawo do prywatności, do decydowania o tym, czy chce być fotografowany.
Teraz zawsze pytam. Gestem, słowem, uśmiechem. I jeśli ktoś odmawia – szanuję to. Bo szacunek jest ważniejszy niż zdjęcie, nawet to najpiękniejsze.
W Dharavi, jednej z najgęściej zaludnionych dzielnic świata, byłam z lokalną fundacją, która wspiera dzieci i drobnych przedsiębiorców.
Nie po to, żeby fotografować, ale żeby posłuchać, zobaczyć, zrozumieć.
To doświadczenie nauczyło mnie, że prawdziwe spotkania w podróży nie dzieją się przez obiektyw, tylko przez rozmowę, uwagę i szacunek.
Poznałam tam ludzi, którzy mimo trudnych warunków tworzą coś pięknego – wspólnotę, pracę, codzienność.
Jeden z mężczyzn podarował mi ręcznie robione mydło. Mam je do dziś – pachnie pokorą i wdzięcznością.
Czasem największym gestem jest nie zrobić zdjęcia. Tylko zapamiętać zapach, głos, uśmiech.
To doświadczenie z Indii było jednym z wielu, które uświadomiły mi, jak ważny jest szacunek w podróży. Więcej takich lekcji znajdziesz w: Przewodnik po Mumbaju: Bez Cenzury i Bez Filtra
8. Kupowanie rzeczy „na chwilę” – pamiątki, które niczego nie pamiętają
Bransoletki, kapelusze, muszle, kadzidła, plastikowe magnesy, drewniane słonie, wachlarzyki z witryn…
Tyle razy coś kupiłam „na pamiątkę”, tylko po to, żeby po tygodniu tego nie chcieć. Albo zapomnieć, skąd to w ogóle mam. Albo wyrzucić przy kolejnej przeprowadzce, czując wyrzuty sumienia, bo „przecież z podróży”.
Dziś pytam: czy to coś, co ze mną zostanie?
Czy to rzecz, którą naprawdę będę używać? Czy przypomina mi konkretną chwilę, osobę, doświadczenie? Czy ma dla mnie znaczenie – czy jest tylko pustym symbolem „byłam tam”?
Najlepsze pamiątki to te, które noszę w sobie. Wspomnienia, rozmowy, zapachy, smaki. Lekcje, które zmieniły sposób, w jaki patrzę na świat.
A jeśli już coś kupuję – staram się, żeby to było coś małego, ręcznie robionego, od lokalnego artysty. Coś, co ma historię. I co będę naprawdę nosić, używać, kochać.
9. Zbyt napięty plan – widzieć wszystko znaczy nie zobaczyć nic
Mój pierwszy road trip po USA: 7000 kilometrów w 3 tygodnie.
Brzmi imponująco, prawda? Yosemite, Grand Canyon, Bryce Canyon, Zion, Antelope Canyon… Wszystko na liście do odhaczenia.
W praktyce? Pamiętam głównie kierownicę i zmęczenie.
Dojeżdżałam do parków nocą, żeby „zaoszczędzić czas”. Budziłam się o świcie, spędzałam tam pół dnia – w Yosemite byłam może 6 godzin.
Zdjęcie przy Half Dome, szybki spacer do wodospadu i dalej. Do następnego parku. Do następnego punktu na mapie.
Nie widziałam wschodu słońca nad El Capitan. Nie usiadłam spokojnie nad Mirror Lake. Nie poczułam tej ciszy, która wypełnia dolinę o świcie. Nie rozmawiałam z rangerami.
Wszystko „odhaczone”. Mogłam powiedzieć: „Tak, widziałam.”
Ale czy naprawdę widziałam? Czy tylko przemknęłam?
Po tym tripie byłam wykończona. Pamiętam stacje benzynowe bardziej niż parki. Pamiętam mapę i licznik kilometrów. Nie pamiętam magii.
Dziś wolę zobaczyć mniej, ale naprawdę.
Wolę spędzić trzy dni w jednym parku niż pięć parków w trzy dni. Wolę wstać przed świtem i zobaczyć, jak światło maluje skały, niż przejechać przez park w środku dnia. Wolę usiąść wieczorem przy namiocie i po prostu słuchać ciszy.
Podróże to nie lista do odhaczenia. To doświadczenie do przeżycia.
Jeśli planujesz road trip po USA, zobacz moje przewodniki: 7-Dniowy Road Trip po Kalifornii i Utah Road Trip: Przewodnik Dla Początkujących

10. Milczenie, gdy coś mnie niepokoiło – strach przed „psuciem atmosfery”
Kierowca, który zabrał mnie z lotniska w Yogyakarcie, był bardzo miły. Po drodze zaproponował: „Może chcesz zobaczyć, jak robi się kopi luwak? To bardzo blisko, tylko chwila!”
Byłam zmęczona po locie. Chciałam dotrzeć do hotelu. Ale on tak się starał, tak entuzjastycznie opowiadał o tej „najdroższej kawie świata”… Żal mi było odmówić.
Przyjechaliśmy. Przewodnik opowiadał z entuzjazmem. Turyści robili zdjęcia, degustowali kawę, kupowali pamiątki.
A ja patrzyłam na te cywety.
Siedziały w małych klatkach z drutu. Ledwo się ruszały. Wyglądały… apatycznie.
Coś mi nie pasowało. Instynkt mówił: to nie jest w porządku.
Ale nie zapytałam. Nie powiedziałam nic. Kierowca przywiózł mnie tu z taką dumą. Przewodnik był miły. Nie chciałam być „tą niegrzeczną turystką”.
Upiłam łyk kawy. Uśmiechnęłam się. Wyszliśmy.
Później dowiedziałam się, że większość komercyjnych farm kopi luwak trzyma cywety w klatkach przez całe życie, karmione na siłę wyłącznie ziarnami kawy. Że ta „egzotyczna” kawa to produkt cierpienia.
Dziś wiem, że milczenie to też wybór. I że można mówić z szacunkiem – ale warto mówić.
Nawet jeśli ktoś jest dla Ciebie miły. Możesz powiedzieć: „Dziękuję, ale wolę nie uczestniczyć.” Możesz po prostu wyjść.
Uprzejmość nie zobowiązuje Cię do wspierania czegoś, co Cię niepokoi.
Twój głos – nawet cichy – ma znaczenie.

Chcesz podróżować świadomiej?
🐘 Dowiedz się więcej o etyce w stosunku do zwierząt → Jazda Na Słoniu: Prawda, Której Nikt Mi Nie Powiedział
🇹🇭 Uniknij błędów w Azji → 10 Błędów w Tajlandii, Których Musisz Unikać
🏙️ Poznaj prawdziwe Indie → Przewodnik po Mumbaju: Bez Cenzury i Bez Filtra
Co najbardziej rezonuje z Twoim sercem?
Kalkulator Kosztów Podrózy
Pobierz teraz mój darmowy Kalkulator Kosztów Podrózy i zaplanuj swoje wakacje bez stresu zwiazanego z nadmiernymi wydatkami!
Każdy błąd to lekcja, która może zmienić wszystko
Nie jestem idealna. Wciąż się uczę. Nadal popełniam błędy. Nadal czasem wybieram wygodę zamiast wartości.
Ale każda podróż uczy mnie czegoś nowego – nie tylko o świecie, ale o sobie. O tym, kim chcę być, jakie ślady chcę zostawiać, co naprawdę ma znaczenie.
Podróże to nie tylko przemieszczanie się po mapie. To też droga do wewnątrz.
Świadome podróżowanie to właśnie ta droga – proces uczenia się, kim jesteśmy, w co wierzymy i jakie wybory chcemy podejmować.
To szansa, by być lepszymi – nie tylko dla siebie, ale także dla miejsc, które odwiedzamy, i ludzi, których spotykamy.
Nie chodzi o to, by nie popełniać błędów. Tylko o to, by się z nich uczyć.
Każda podróż może być lekcją. Każda decyzja – wyborem. Każde miejsce – okazją do zastanowienia się: co mogę tu zostawić dobrego? Co mogę zabrać oprócz zdjęć?
Jeśli jesteś tu – to znaczy, że też pytasz. I to już bardzo dużo. To oznacza, że Twoje podróże będą inne. Świadome. Z duszą.
Twoja kolej – podziel się swoją drogą
Czy są rzeczy, które kiedyś zrobiłaś w podróży, a dziś już byś ich nie wybrała?
Może to była jazda na słoniu, może fotka bez pytania, a może po prostu pęd, który nie pozwolił Ci niczego poczuć?
Napisz mi w komentarzu. Jestem bardzo ciekawa Twojej drogi, Twoich odkryć, Twoiego uczenia się.
Bo to, że tu jesteś i czytasz te słowa, już oznacza, że chcesz podróżować inaczej. I to piękne.
Udostępnij ten artykuł znajomym, którzy też marzą o podróżach z głową i sercem. Czasem jedno słowo może zmienić sposób, w jaki ktoś patrzy na świat.